wtorek, 18 czerwca 2019

Majówka


Majówka, chyba każdy wędkarz czeka na nią z utęsknieniem i ja również. W tym roku wybrałem się na dwie doby na łowisko Kamień. W piątek, po pracy od razu pojawiłem się nad wodą, zająłem miejsce na końcu zbiornika.




Po rozłożeniu namiotu i całego sprzętu przyszedł czas na zanęcenie. Postawiłem na dwie mieszanki, bardzo podobne do siebie, lecz zadipowane inaczej, a mianowicie truskawką, a drugi halibutem. W skład mieszanki wchodziły kulki, pellet, kukurydza, rzepak i odrobina zanęty. Zanęciłem dwa miejsca jedno ok 25m o brzegu, drugie ok 50m.  W piątek odwiedziła mnie żona z córką, a więc wędkowanie zeszło na drugi plan. Do wieczora miałem ok. pięciu brań, lecz nie udało się zdążyć zaciąć.

Do zmroku wędkowałem na methode, wieczorem do wody powędrowały grubsze zestawy. Ok. północy miałem pierwsze branie, lecz dość nietypowe i znowu nie udało się złapać rybki. Podczas zarzucania zestawu miałem drugie, identyczne jak pierwsze i znowu podobna sytuacja. Do rana było już spokojnie. Ok. 6.00 obudziła mnie centralka i na kiju zameldował się pierwszy karp.



Po tej rybie postanowiłem wrócić do methody i delikatniejszych zestawów. Do koszyka miałem przygotowane trzy mieszanki, zwykły pellet o rybim aromacie i dwie sypkie mieszanki o aromacie truskawki i halibuta. Podczas wędkowania sam decydowałem, co podać, czy pellet, aby zatrzymać ryby, czy zanętę.


Ryby nie chciały chętnie pobierać przynęt, trzeba było nieźle się nagłowić, aby trafić w ich gust. Byłem pewny że ryby są w moim polu nęcenia, ponieważ co chwilę miałem tzw odcierki o żyłkę. Po około godzinie lin otworzył „worek” i już później meldowały się kolejne rybki: leszcze, jazie, karasie i jesiotr. Jednak ryby brały przez pewien okres czasu, by ok. południa wyłączyć się i do wieczora trafiały się pojedyncze sztuki.


Przez cały dzień nie złowiłem ani jednego karpia, co mnie bardzo zdziwiło. Na noc postanowiłem zanęcić nieco obficiej tuż pod nogami i tam położyć swoje zestawy, opłacało się. Na włosie wylądowała kulka truskawkowa, która okazała się sukcesem. W nocy trafiłem kilka karpi i leszczy, wszystkie złowione „z pod nóg”, dalsze miejsce nie dało żadnej ryby. Rano po śniadaniu musiałem się zwijać i wracać do domu. Zasiadka jednak jak najbardziej się udała, choć ryby nie dopisały do końca. Mimo to zrelaksowałem się i wypocząłem i chyba o to właśnie chodzi!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz