Choć czuję się
feederowcem, lubię łowić na różne metody. Tak jak sami widzicie na moim blogu,
często wybieram się na wyprawy spinningowe. Jest to szybki rodzaj wędkarstwa,
który sprawdza się, kiedy czasu na dłuższą zasiadkę jest naprawdę mało.
Niekiedy mam po prostu ochotę powędkować niejednostajnie, by nacieszyć oczy
często niedostępnymi, zmiennymi obrazami natury.
W jedną z sobót września, ok. godziny 4 rano, wraz z moim
towarzyszem – Kamilem, zameldowałem się nad brzegiem Warty w okolicach Zapolic.
Moim celem były okonie, jazie może kleń, Kamil nastawił się na szczupaki. Po
przyjeździe od razu zabraliśmy się za łowienie. Udało nam się upolować kilka
sztuk okonia, jednego szczupaka. Ryby żerowały do 9, gdy słońce zaczęło grzać,
brania były rzadsze, a z czasem ustały. Łowiłem na małe twistery i woblery.
Choć ryby dawały nam powód do zadowolenia, czuliśmy
niewielki niedosyt. Z tego względu w drodze do domu odwiedziliśmy jeszcze
Widawkę i tu również fajnie połowiliśmy. Okonie brały praktycznie co rzut. Ucieszeni
owocnie spędzonym przedpołudniem, wróciliśmy do domu, do swoich zajęć.
Szybkie wędkarstwo, takie jak spinning, w tym roku cieszyło
mnie bardzo często. Natłok zajęć, których w żaden sposób nie dało się uniknąć,
niejednokrotnie zmuszało mnie do rezygnacji z możliwości połowienia w sposób
stacjonarny. Co wtedy? Uzbrojony kijek z wabikiem w samochód i nad najbliższe
łowisko! Chwila łowienia i cały stres spływa wraz z każdym kolejnym rzutem. Tak
działa na mnie wędkarstwo, dzięki któremu wracam do domu odprężony, z
naładowanymi bateriami i gotowy do dalszych działań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz