Witajcie w nowym roku! Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze i już zaczęliście sezon jak ja! Zaliczyłem już kilka wyjazdów dobrych i tych mniej dobrych, poniżej zapraszam do zapoznania się z krótkim opisem.
Pierwszy stycznia, bo wtedy zacząłem rok krótkim spacerem z wędką w ręku nad
brzegiem Widawki. Próbowałem złowić cokolwiek klenia, okonia, a może pstrąga
jednak nie udało się, co by nie było sezon rozpoczęty. Spinning nie jest moją
mocną stroną, ale to najszybszy, najłatwiejszy sposób na ryby, przynajmniej dla
mnie. Choć coraz poważniej myślę, żeby zastąpić go bolonką.
Trzeci wyjazd to podróż również z Mariuszem na Batorówkę. Zimą jeszcze tam
nie łowiłem to, dlaczego nie? Usiedliśmy na pomostach z myślą, że głębsze
miejsca pozwolą dobrać się nam do ryb. Jednak, aż tak pięknie nie było, ryby
skutecznie nas omijały, jednak nie wróciliśmy o kiju. Mariusz złowił ładnego
leszcza i jeszcze fajniejszego styczniowego lina, mi honor uratował okoń☹ Ważne, że nad wodą kolejne doświadczenia zdobyte. Mieliśmy przyszykowane
pellety, zanęty, kukurydze, a można powiedzieć, że tyłek uratował stary poczciwy
robaczek. Zapomniałbym o nowej znajomości, poznaliśmy tamtejszego kota, który
uwielbia pellet, jak się później okazało był to kot o imieniu
"Rumun". Jak go poznacie dowiecie się, dlaczego akurat tak, a jeśli
nie to pani Renatka wyjaśni wszystko😊
Czwarty wyjazd chcieliśmy (bo również z Mariuszem) spędzić na Winku. Jednak w tym roku znaleźć tam miejsce wolne od roślin graniczy z cudem i w ten sposób wylądowaliśmy na Kamieniu. Celem na Winku miały być płocie i tak też pozostało. Również dwie strategie Mariusz zanęta 1:1, ja 1:4 i wiecie co tym razem ryby jednak wolał więcej jeść. Ja po zanęceniu miałem od razu wskazania i kilka obcierek oraz jedno branie, później wszystko uspokoiło się. Kolega zaczął nieco później, ale za to jak-sandacz, (co prawda okaz roku bo ok 7cm😊) i ostrym odjazdem najprawdopodobniej karpia, który zerwał haczyk. Ja postanowiłem łowić jedną wędką praktycznie tuż pod nogami i zanęciłem tam nieco grubiej robakami z myślą o okoniach. Jednak nawet one nie były skore do brań, jak i nasz główny cel, czyli płocie. Po ok 4 godzinach łowienia skończyliśmy z bilansem: Mariusz dwa karpie, leszcz i oczywiście sandacz, ja leszcz i chyba dwie płocie praktycznie przy zwijaniu miałem branie spod nóg, lecz straciłem ładną rybę w trzcinach. Wyjazd jak najbardziej na plus, kolejne doświadczenia zdobyte. Jednego dnia ryby wolały więcej zanęty, innego mniej. Jak im dogodzić? Nie pozostaje nic innego jak jeździć na ryby i próbować. Tego dnia również cały czas każdy z nas próbował różnych przynęt, długości przyponu, rozmiaru haczyka, więcej(mniej) robaka podawać, a może tak, a może….
A w grudniu odwiedziłem jeszcze zbiornik Chabielice. Chciałem łowić płocie, zanęciłem 25 metr, odławiałem małe sztuki, ale można powiedzieć, że bez szału, podobnie sąsiedzi. Ryby wyraźnie lepiej reagowały w dalszej części zbiornika, postanowiłem zanęcić sobie ok 8 metr sporą ilością robaka, z myślą o okoniach. Dalsza linia zanęcona była zanętą o czekoladowym aromacie w stosunku 1:1 z ziemia. Udało się złowić kilka sztuk płoci i kilka fajnych okoni z pod nóg, kolejne doświadczenie zdobyte.
Zima to ciężki czas nie tylko pod względem temperatur, wszystko przekłada się na ilość brań i chimeryczność ryb. Pamiętajcie nie należy się zniechęcać tylko kombinować, dodawać, odejmować do wszystkiego podchodzić na luzie, a co najważniejsze spędzać czas nad wodą! Bo nad wodą trzeba być, a nie bywać! Pozdrawiam Was!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz