poniedziałek, 18 stycznia 2021

Początek roku

 


Witajcie w nowym roku! Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze i już zaczęliście sezon jak ja! Zaliczyłem już kilka wyjazdów dobrych i tych mniej dobrych, poniżej zapraszam do zapoznania się z krótkim opisem.


Pierwszy stycznia, bo wtedy zacząłem rok krótkim spacerem z wędką w ręku nad brzegiem Widawki. Próbowałem złowić cokolwiek klenia, okonia, a może pstrąga jednak nie udało się, co by nie było sezon rozpoczęty. Spinning nie jest moją mocną stroną, ale to najszybszy, najłatwiejszy sposób na ryby, przynajmniej dla mnie. Choć coraz poważniej myślę, żeby zastąpić go bolonką.

Drugi wyjazd, to zasiadka nad nową wodą. Wodą inną niż nasze wokół, bo głęboka jak na nasze realia w okolicach (przynajmniej naszego miejsca) ok 4-5 metrów. Na wyjeździe towarzyszył mi kolega Mariusz, fajnie wędkować z kimś, zawsze można sprawdzić więcej opcji. Ja postawiłem na zanętę z ziemią w stosunku 1:1, Mariusz jak się nie mylę wybrał 1:4 na rzecz ziemi. Ryby zdecydowanie wolały towar kolegi, jednak oboje łowiliśmy. Trafiały się płocie i okonie, jednak później musiałem zmienić i pójść w ślady towarzysza, jeśli chodzi o zanętę. Ryby znacznie gorzej reagowały tego dnia na spożywkę. Praktycznie cały czas coś kombinowaliśmy, a to z podawaniem robaków, długościami przyponów, rozmiarami haczyków, aby dotrzeć do jak największej ilości ryb. Na pewno nie był to ostatni wyjazd na tę wodę, bo jest ona bardzo ciekawa o zróżnicowanym dnie, można się tam wykazać, a nawet trzeba. Jeszcze o niej usłyszycie, nazwy jeszcze nie zdradzam, ale jeśli chcecie się tam wybrać-zapraszam do kontaktu.




Trzeci wyjazd to podróż również z Mariuszem na Batorówkę. Zimą jeszcze tam nie łowiłem to, dlaczego nie? Usiedliśmy na pomostach z myślą, że głębsze miejsca pozwolą dobrać się nam do ryb. Jednak, aż tak pięknie nie było, ryby skutecznie nas omijały, jednak nie wróciliśmy o kiju. Mariusz złowił ładnego leszcza i jeszcze fajniejszego styczniowego lina, mi honor uratował okoń☹ Ważne, że nad wodą kolejne doświadczenia zdobyte. Mieliśmy przyszykowane pellety, zanęty, kukurydze, a można powiedzieć, że tyłek uratował stary poczciwy robaczek. Zapomniałbym o nowej znajomości, poznaliśmy tamtejszego kota, który uwielbia pellet, jak się później okazało był to kot o imieniu "Rumun". Jak go poznacie dowiecie się, dlaczego akurat tak, a jeśli nie to pani Renatka wyjaśni wszystko😊




Czwarty wyjazd chcieliśmy (bo również z Mariuszem) spędzić na Winku. Jednak w tym roku znaleźć tam miejsce wolne od roślin graniczy z cudem i w ten sposób wylądowaliśmy na Kamieniu. Celem na Winku miały być płocie i tak też pozostało. Również dwie strategie Mariusz zanęta 1:1, ja 1:4 i wiecie co tym razem ryby jednak wolał więcej jeść. Ja po zanęceniu miałem od razu wskazania i kilka obcierek oraz jedno branie, później wszystko uspokoiło się. Kolega zaczął nieco później, ale za to jak-sandacz, (co prawda okaz roku bo ok 7cm😊) i ostrym odjazdem najprawdopodobniej karpia, który zerwał haczyk. Ja postanowiłem łowić jedną wędką praktycznie tuż pod nogami i zanęciłem tam nieco grubiej robakami z myślą o okoniach. Jednak nawet one nie były skore do brań, jak i nasz główny cel, czyli płocie. Po ok 4 godzinach łowienia skończyliśmy z bilansem: Mariusz dwa karpie, leszcz i oczywiście sandacz, ja leszcz i chyba dwie płocie praktycznie przy zwijaniu miałem branie spod nóg, lecz straciłem ładną rybę w trzcinach. Wyjazd jak najbardziej na plus, kolejne doświadczenia zdobyte. Jednego dnia ryby wolały więcej zanęty, innego mniej. Jak im dogodzić? Nie pozostaje nic innego jak jeździć na ryby i próbować. Tego dnia również cały czas każdy z nas próbował różnych przynęt, długości przyponu, rozmiaru haczyka, więcej(mniej) robaka podawać, a może tak, a może….





  A w grudniu odwiedziłem jeszcze zbiornik Chabielice. Chciałem łowić płocie, zanęciłem 25 metr, odławiałem małe sztuki, ale można powiedzieć, że bez szału, podobnie sąsiedzi. Ryby wyraźnie lepiej reagowały w dalszej części zbiornika, postanowiłem zanęcić sobie ok 8 metr sporą ilością robaka, z myślą o okoniach. Dalsza linia zanęcona była zanętą o czekoladowym aromacie w stosunku 1:1 z ziemia. Udało się złowić kilka sztuk płoci i kilka fajnych okoni z pod nóg, kolejne doświadczenie zdobyte. 





Zima to ciężki czas nie tylko pod względem temperatur, wszystko przekłada się na ilość brań i chimeryczność ryb. Pamiętajcie nie należy się zniechęcać tylko kombinować, dodawać, odejmować do wszystkiego podchodzić na luzie, a co najważniejsze spędzać czas nad wodą! Bo nad wodą trzeba być, a nie bywać! Pozdrawiam Was!

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz