poniedziałek, 26 października 2020

Moja końcówka lata

 


Od czego by tu zacząć, dawno nic tu się nie działo nadmiar pracy zarówno zawodowej jak i mniej zawodowej na chwilę mnie wyłączyły, ale oczywiście na ryby znalazłem czas😊 Poniżej postaram się Wam skrócić moje wypady, można powiedzieć, że praktycznie co weekend gdzieś wędkowałem, jeśli jesteście ciekawi zapraszam.

Najczęściej, to chyba nie będzie zaskoczenie odwiedzałem zbiornik Kamień, może dla niektórych może wydać się to nudne, bo ile można tam wędkować? Nie wiem dla mnie on się chyba nie znudzi, fajne ryby, dobry dojazd i to nie jest tzw wanna z rybami, są dobre dni, ale też bardzo słabe. We Wrześniu chciałem zapolować na dużego leszcza i odbyłem dwie takie typowe zasiadki właśnie na niego, czyli jeśli leszcz to dużo i słodko przynajmniej w moim przekonaniu. Cel osiągnąłem połowicznie, to znaczy na pierwszej wyprawie łowiłem leszcze, ale dużo i małych, tutaj postawiłem na typową zanętę leszczową i kilka dodatkowych składników, to dało średni efekt. Tydzień później cel ten sam tylko zanęta inna, a może prawie jej brak, postawiłem na ziarno, pellet, płatki i a traktory. Wszystko podane za pomocą nośnika w tym przypadku ziemi. Podczas wędkowania do koszyka wędrowała ziemia z zanętą i robakami i tutaj efekt był o niebo lepszy, łowiłem również te małe leszcze, ale i znacznie większe, cel osiągnięty.









Drugi cel to karaś z linem, jak widomo okres nie najlepszy na te ryby i tu odbyłem również dwie zasiadki, aby upewnić się w przekonaniu to swych teorii. Pierwsza to prostota słodka zanęta, pocięte robaki, bliskość roślinności i tyle, efekt powalający, złowiłem kilkanaście ryb. Druga zasiadka wszystko tak samo, efekt podobny, a nawet lepszy, bo pomimo karasi i linów na haczyku zameldowały się jeszcze karpie, gdzie tydzień wcześnie jakoś mnie omijały. Czyli kolejny cel osiągnięty.











Cel numer trzy, to czyste spontany, brak czasu na dłuższe wyjazdy, które tak lubię, a więc po pracy szybkie wypady na kilkugodzinne wędkowanie. Tutaj zupełny luz co będzie, to będzie mi wystarczy relaks nad wodą. Jednak chciałem zmierzyć się z tzw jesiennym koniem i prawie mi się to udało-prawie, bo na pierwszym takim wędkowaniu w pierwszym Rzucie, gdy odłożyłem wędkę na podpórkę, od razu nastąpiło branie i wyrwało mi wędkę do wody. Złapałem ją w ostatniej chwili, niestety ryba zerwała wszystko. Na kolejnej sesji w przerywniku między leszczy kami, miałem bardzo delikatne branie, dosłownie milimetrowe skubnięcia-przyciąłem i zaczęła się walka, niestety po ok 20 min holu ryba zaplątała się w trzciny i ją straciłem.



















W którąś niedziele odwiedziłem łowisko Rokitnica, krótki popołudniowy wypad, na otwarty jakiś czas temu staw feederowy. Łowisko z moich ostatnich wspomnień opanowały małe karpie, tym razem również je łowiliśmy jednak już w mniejszej ilości, trafiły się również ładniejsze sztuki. Widać, że w łowisku grasują ładne sztuki i trzeba będzie tam wrócić, aby się do nich dobrać.






W jesiennym wędkowaniu nie mogło zabraknąć oczywiście mojej ulubionej wody komercyjnej, czyli Batorówki. Tym razem również nie mogliśmy narzekać na brak ryb, choć trzeba było się nieźle nakombinować, aby się do nich dobrać, ale w końcu udało się i wspólnie z Madzią i Zosia super połowiliśmy.








Odwiedziłem również zbiornik Cieszanowice, ostatnio zapomniany, a kiedyś często odwiedzany przeze mnie. Jednak to był wypad iście rekreacyjny, ale nie był bym sobą nie zabierając wędek. Zabawa przednia, łowiłem drobne leszcze, karpie i płocie.


Nie mogę również zapomnieć o mojej bliskiej wodzie, na którą mam może pięć minut drogi. Tutaj jednak rzadko zaglądałem, czasami na szybki spinning za okoniami, ale zaliczyłem, chyba dwie szybkie nocki na tym zbiorniku, szybkie bo niepełne. Siedziałem może do 23 maksymalnie. I tam znalazłem sposób na dobranie się do ryb, okazało się, że lubią sobie dobrze zjeść i to dużo. To było kluczem do sukcesu. Pięć kilo kukurydzy na dzień dobry było w sam raz😁złowiłem tam kilka fajnych amurów i karpi, nie mogę zapomnieć o pięknych karasiach.





















Opisując teraz to dla Was zdałem sobie sprawę, że nie tak mało miałem tych wypraw, oby tak dalej udawało się wymykać na rybki. Wracając jednak do opisywanych zasiadek prawie na każdej z nich wędkowałem na dwie metody, a może inaczej, za pomoc dwóch koszyczków zanętowych na klasyczny i do methody i zawsze wygrywała methoda. Nie ważne czy łowiąc leszcze, szybciej pobierały kulkę, niż robaka, pomimo nęcenia nim. Nawet na można powiedzieć „dzikiej” wodzie mam lepsze osiągnięcia na methode niż na zwykły koszyczek, ciężko się z nią rozstać na zimę, ale również nie mogę się doczekać takiego typowego zimowego łowienia płoci. Dodatkowo czytając słowo ”zanęta” w tekście nie mam tu na myśli zwykłej kupnej zanęty, od początku tego roku, a w sumie od tamtego, sam sobie przyszykowuję czy to miksy do methody, czy zanęty pod klasyka i powiem Wam, że warto poświęcić trochę czasu i stworzyć coś swojego, niepowtarzalnego. Teraz zbliża się okres zimowy, może warto poczytać co z czym, ile i dlaczego? Ja myślę na razie gdzie teraz się wybrać, może drapieżnik? Może jeszcze późno jesienny karp? Może to i to? Czas pokaże, a Wam życzę dużo czas spędzonego nad wodą i zdrowia, które teraz jest bardzo potrzebne. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz