Witam, ostatnio opisywałem szybkie nocki, dziś skupie się na
krótkich, kilku godzinnych zasiadkach, na przykładzie dwóch ostatnich wyjazdów.
W takich przypadkach wędkuję głównie na feeder, zanętę
przygotowuje podobnie jak we wcześniejszym wpisie, jedynie towar do wstępnego
nęcenia jest namoczony dzień wcześniej. Dlaczego? Otóż, o ile konopie i
kukurydza nie zmieniają swej struktury, to pellet i kulki po namoczeniu przez
kilka godzin, zaczynają się rozpuszczać już w pudełku. Jestem pewny, że po
podaniu ich w zamierzone miejsce, zaczną od razu pracować i nie będą tam długo
zalegać, tylko ściągną szybko rybę.
Na to wędkowanie przygotowałem: pudełko (ok 0,5 litra)
wcześniej wspomnianego, rozmoczonego towaru i 0,5 litra kukurydzy zalanej
słodkim dipem, którą podawałem koszem do nęcenia, gdy brania zaczynały słabnąć.
To towar, którym starałem się przyciągnąć i utrzymać rybę w łowisku. Do
wędkowania, do koszyka, miałem dwie zanęty: jedną sypką, o słodkim zapachu,
drugą był pellet halibutowy, po ok 0,5 litra.
Wstępnie zanęciłem trzy miejsca, pod nogami samą kukurydzą,
na 25 i 40 metrze wymienionym wyżej towarem. Na branie nie trzeba było długo
czekać, pierwsze meldują się leszczyki, następnie karasie, karpie i liny. Po
każdej rybie, która zrobiła małe zamieszanie, podawałem koszyk wypełniony
kukurydzą, aby przytrzymać czymś dłużej ryby. Gdy brania ustawały na 25 metrze,
przeskakiwałem na 40 i tak na zmianę, jedynie miejsce „pod nogami” było
obławiane rzadko , zestaw lądował tam na kilkanaście minut, jeśli nie było wskazań,
dorzucałem kilka kukurydz i przerzucałem, liczyłem tam na jakiegoś „rodzynka”.
Nie pomyliłem się, bo z tego miejsc wyciągnąłem pięknego lina.
Na dwóch wyjazdach, udało się fajnie powędkować, przez kilka
godzin (ok 4-5) złapałem, po kilkanaście ryb. Co z tego wynika? Nie trzeba mieć
całego dnia na wędkowanie, wystarczy tylko dobre przyszykowanie swojej wyprawy,
aby w takich sytuacjach robić jak najmniej nad wodą, tylko łapać okazy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz