Witam,
większość wędkarzy kojarzy początek maja ze szczupakami, ja
postanowiłem połowić na mój ulubiony grunt.
Nie mogłem zaplanować
dłuższej zasiadki z powodu pracy, pozostała mi sobota na wędkowanie.
Nad wodą pojawiłem się ok godziny 7.00, szybkie rozpakowanie
samochodu, rozrobienie zanęt i czekamy na pierwsze branie.
Postanowiłem na początku łowić na klasyczny koszyczek, a za
przynętę posłużyły mi białe robaki. Zachęcony opowieścią kolegi o pięknych
łowionych leszczach, przygotowałem zanętę skierowaną właśnie na tę rybę.
Po kilku minutach zameldowały się pierwsze małe sztuki, z
upływem czasu pojawiły się również większe osobniki. Po upływie kilku godzin
brania ustały. Mimo podnęcania , ryby nie chciały pobierać pokarmu, albo może
tylko robaków. Postanowiłem spróbować na
methodę - może ona uratuje sytuacje - pomyślałem. Nie myliłem się, bo po kilku
minutach w podbieraku wylądowała kolejna zdobycz, i tak raz za razem, a wędka z
robakami stała, jak zaczarowana. Podczas odławiania leszczy trafiły się też
fajne bonusy, w postaci karpi. Wyjazd mogę zaliczy do udanych, dobrałem się do
ryb, które chciałem złowić, jednak jest zawsze jakieś „ale”, trzeba wyciągnąć
wnioski i walczyć o więcej, duuużo więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz