sobota, 24 kwietnia 2021

Podsumowanie zimy

 


Zimowy okres w tym roku nie był dość łaskawy. O ile początek roku był całkiem niezły, to końcówka nie powalała. W ostatnich dniach zimy sprawdzałem różne wody, od małych zbiorników po większe i głębsze. Można powiedzieć, że efekty były porównywalne, więc co za tym idzie, ryby brały wszędzie tak samo – słabo.


Na początku marca wylądowałem na Kamieniu, jak wiadomo zbiornik inny niż „normalne wody”, bo z cieplejszą wodą, liczyłem na większą ilość brań. Niestety szybko zostałem sprowadzony na ziemię. Tym razem było słabo. Łowiłem na klasyczne zestawy z robakami na haku. Wytypowane miejsce zanęciłem ok. 10 koszykami zanęty w stosunku 1:3 na rzecz ziemi. Zanęta można powiedzieć leszczowo-połciową. Nie przyniosło to żadnych efektów, trzy godziny bez jakichkolwiek oznak na szczytówce. Postanowiłem zmienić taktykę, iść nieco grubiej i zanęcić więcej. Posłałem ok. półtora litra zanęty z ziemią, do tego ok. ćwierć litra topionej pinki i garść grubego białego robaka. Po ok. 30minutach zanotowałem pierwsze branie i odłowiłem płoć, po chwili następne, niestety nie wcięte. Na kolejne czekałem znowu kilka minut jednak po zacięciu stanąłem do walki z nieco silniejszą rybą. Po kilku minutach okazało się, że na robaczki połakomił się kleń. Szybka sesja i rybka wróciła do wody. Po chwili na kiju zameldowała się kolejna fajna sztuka. Tutaj jednak przegrałem walkę. Przypon nie wytrzymał i ryba się uwolniła. Jak się okazało, było to ostatnie branie tego dnia, pomimo kolejnego mniejszego donęcenia.



Również na początku marca odwiedziłem moją nowo odkrytą wodę, a celem były leszcze. Bardzo lubię łowić te śliskie rybki. Miejsce zostało wybrane bardziej z przymusu niż z chęci, przez silny wiatr. Chcieliśmy mieć go w plecy, ponieważ był bardzo zimny, rano mieliśmy chyba ok -5 stopni. Mimo to nie było ono najgorsze, głębokość sięgała tam ok 4metrów. Napawało to optymizmem. Na start podałem na bliższą linię ok. pięciu koszyczków zanęty w stosunku 1:4 na rzecz gliny. Na dalszą linię posłałem ok. 10 koszyczków tej samej zanęty, tylko tutaj dodałem ok. 150 mililitrów topionej pinki. Długo upierałem się, aby łowić na pinkę na haczyku. Jednak ja nie notowałem brań. Mariusz, który mi towarzyszył, odławiał już pierwsze ryby, z tą różnicą, że łowił na ochotkę. Po ok. dwóch godzinach zmieniłem zdanie i zacząłem zakładać i ja ją na haczyk. To otworzyło worek z rybami. Płocie reagowały na ochotkę, a nawet małą czerwoną, pojedynczą pinkę omijały szerokim łukiem. Jednak pomimo fajnych brań, nie wytrzymaliśmy długo nad brzegiem, uciążliwy wiatr dokuczał strasznie. Tym razem każdy z nas wrócił z rybami na koncie i zadowolony.


Podsumowując okres zimowy - ogólnie było słabo. Czasami wracaliśmy na zero, innym razem z jedną rybką na koncie, były też wyjazdy, gdzie ryby dopisały. Chyba najbardziej zawiódł Winek, mimo kilku wyjazdów i dobrego początku, to końcówka była tragiczna. Zarówno pod względem ryb, jak i zielska. Nie pamiętam, gdzie ostatnio zostawiłem tyle haczyków. Kamień - w styczniu łowiliśm tam karpie, a później o płoć było trudno. Nie ma co narzekać. Zawsze było fajnie. Ważne, że nad wodą. Z każdego wyjazdu nasunęły się jakieś wnioski, czasami wystarczyło donęcać, innym razem zmienić przynętę. Jedno jest pewne trzeba być nad wodą i próbować.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz